RECENZJA: Katarzyna Grochola, Houston, mamy problem (2012)
Twórczość pani Grocholi jest
powszechnie znana i lubiana. Osobiście nigdy dotąd nie miałam okazji
zapoznać się z nią i wyrobić sobie własnej opinii na temat pisarstwa
tejże autorki. Czułam jedynie podświadomie, iż muszą to być ciekawe
książki, skoro filmy na ich podstawie są naprawdę dobrymi adaptacjami z
życiową fabułą, dozą śmiechu, jak i wzruszeń, a także bogate w
niebanalne dialogi. W końcu nadarzyła się okazja, żebym na własnej skórze mogła przekonać się w czym tkwi fenomen pani Katarzyny Grocholi. Wszystko za sprawą jej najnowszej powieści pt. Houston, mamy problem.
Jeremiasz,
Jeremi, Jer - główny bohater tejże powieści i zarazem jej narrator.
Młody, 32-letni mężczyzna, operator filmowy, który aktualnie nie pracuje
w zawodzie. Ponadto Jeremi myśli, że bardzo dobrze zna kobiety, co
niestety mija się z rzeczywistością. Niemniej jednak ma on sporo do
powiedzenia w kwestii zachowania kobiet. Kieruje się raczej stereotypami
niż wiedzą czy też doświadczeniem, ale cóż, Jeremi wie wszystko
najlepiej ;)
Houston, mamy problem to o tyle
ciekawa powieść, gdyż autorka stawia sobie za zadanie przedstawienie
narracji z perspektywy mężczyzny. Mamy zatem do czynienia z licznymi
uwiarygodnieniami tegoż zabiegu. Najwyraźniej uwidaczniają się one na
płaszczyźnie językowej. Służą ku temu na przykład sporadyczne
przekleństwa w wypowiedziach bohaterów. Ponadto fabuła tejże książki
charakteryzuje się dynamizmem, ale bardziej słowa aniżeli akcji. Jest to
niewątpliwie ogromna zaleta, gdyż 600-stronnicową lekturę czyta się
naprawdę szybko. Podobało mi się również zastosowanie licznych
retrospekcji, które urozmaicały akcję, a także wyjaśniały czytelnikowi
teraźniejszość. Również ciekawym chwytem literackim było wprowadzenie
wątku niewyjaśnionego rozstania głównego bohatera z Martą, który powoli
klaruje się przez całą powieść.
Podsumuję tę recenzję
bardzo zwięźle. Otóż, było to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani
Katarzyny Grocholi i... na pewno nie ostatnie! Bardzo lubię książki z
niebanalną, życiową fabułą, które nie tylko służą rozrywce, ale też
uczą. Ponadto fascynująca lekkość pióra sprawia, że odbiorca od
pierwszej strony staje się nader zainteresowanym obserwatorem zdarzeń. Houston, mamy problem to lektura warta uwagi!
jak dotąd nie miałam okazji czytać książek pani Grocholi i jakoś szczególnie do nich mnie nie ciągnęło. Może kiedyś będę miała okazję przekonać się, że na pozór lekkie powieści, mają swoje drugie dno i daje wiele nauk? Gratuluję jednak odnalezienia nowej, wartościowej autorki, do której będzie się powracać. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Klaudyna
Nie czytałam jeszcze nic tej autorki, zawsze oglądam filmy a do książek jakoś średnio mnie ciągnie:)
OdpowiedzUsuńJak do tej pory nie czytałam jeszcze nic pani Grocholi, może w tym roku mi się uda po coś sięgnąć, może to będzie "Houston, mamy problem".
OdpowiedzUsuńJa rozczarowałam się po przeczytaniu "Nigdy w życiu!" i od tamtej pory jakoś omijam książki pani Grocholi..
OdpowiedzUsuńWciąż przede mną :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się całkiem interesująco. Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do książek tej autorki ale wygląda na to, że ta książka mogłaby mi się spodobać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jestem bardzo ciekawa lektury powieści pani Grocholi. Póki co oglądałam jedynie ekranizacje i, zwłaszcza jak na polskie produkcje, wspominam je miło.
OdpowiedzUsuńKatarzyna Grochola jest moja ulubiona polską pisarką już od wielu, wielu lat i jedyna, której wszystkie książki czytałam, większość mam w swojej prywatnej biblioteczce, polecam szczególnie "Makatkę", napisaną wspólnie z córką i "Zielone drzwi". Recenzja prawdziwie piękna, ach, gdybym umiała tak pisać...
OdpowiedzUsuńSwego czasu łykałam Grocholę, ale ostatnio jakoś przeszła mi chęć na jej książki. Może jeszcze kiedyś do nich wrócę i wtedy na pewno sięgnę po ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńZwykłe opowieści to nasze życie na co dzień. Jeszcze nie czytałem tej Pani książek, ale wszystko myślę nadrobić. Ceni się takich ludzi chcących coś przekazać, coś stworzyć swojego.
OdpowiedzUsuńza dużo wulgaryzmu, to nie ta bajka , czyżby Pani autorka zaczęła uczyć "brukowej nowopolszczyzny"
OdpowiedzUsuń